sezon

Wszystko co dla nas istotne.

W tym miejscu przeczytasz o zbliżających się eventach planowanych przez nas i tych już odbytych. Znajdziesz dane o przejechanych kilometrach w sezonie i kilka ciekawostek z naszego życia na dwóch kółkach.

Nowy rok, nowy sezon, nowa szata strony.

Witam Wszystkich odwiedzających naszą witrynę w nowym roku. Wielkie podziękowania za to, że zaglądacie tutaj od czasu do czasu. Miło nam jest poinformować Was o nowej szacie graficznej strony, która zostanie zaprezentowana z rozpoczęciem sezonu 2015. Nie jest to jakiś wielki skok, jednak z myślą o coraz większej rzeszy osób przeglądających internet mobilnie, dostosowaliśmy stronę do urządzeń przenośnych. Będzie ona również bardziej czytelna, graficznie przyjazna użytkownikowi i co najważniejsze, z mniejszą ilością błędów (przynajmniej mamy takie założenie). Bardzo szybko i jednogłośnie uznaliśmy, że strona z sezonu 2014 pozostanie w niezmienionej formie i będzie dostępna w dziale "archiwum".
W takim razie pozostaje nam wszystkim wyczekiwać cieplejszych dni.


Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.



90% prawdopodobieństwa opadów - Alwernia.

Nasze genialne pomysły do teraz potrafią nas zaskoczyć. Wybierając dzień, gdzie z danych pogodowych wynika że szansa na suchą aurę to 10%, nie może się skończyć inaczej jak tylko deszczem i to cholernie ulewnym. No ale jak to my optymisci, ruszamy w 100 kilometrowy odcinek. Po pierwszych 3 minutach wyjazdu z domu zaczyna lekko kropić, a po następnej minucie już leje jak z cebra. Larv i ja spotykamy się przemoczeni na Giszowcu ale nie ma odwrotu i jedziemy zaplanowaną trasą. Do samego Libiąża, jak nie deszcz to przejeżdżające obok pojazdy zalewają nas strugami wody. Jest wesoło, deszcz na jakiś czas odpuszcza i możemy zrobić kilka ujęć. Ruch na drogach jest mały - zasługa pogody - więc jedzie się w miarę spokojnie i dość szybko. Mijamy zamek w Lipowcu i zmierzamy do Alwerni, gdzie skręcamy na Wolę Filipowską. Zaczyna znów padać, a do tego Larv przebija oponę. W totalnej ulewie zabiera się za wymianę dętki. Ludzie patrzą na nas jak na (delikatnie mówiąc) "nietutejszych", kto w taką pogode w ogóle mysli o wyjściu z domu, a co dopiero o przejechaniu na rowerze 100km. Dla nas są to dodatkowe atrakcje i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Co by nie mówić, postój trochę nas wyziębił ale na całe szczęście czekał na nas podjazd, całkiem ciekawy. Było tak mokro na drodze, że koło ślizgało się na asfalcie i niestety ale podjazd musiałem zacząć od początku jadąc na lżejszych przełożeniach. Po 50km chwilowy odpoczynek, śniadanie, sesja i ponownie kręcimy. Znów leje jak diabli, jedziemy w stronę Trzebini, Jaworzna i witamy Giszowiec.

Udało nam się zrealizować dwa cele:
1. Przejechać 100 km w max 5h.
2. Jedna przerwa na sniadanie.


Ostatnie 200 km w tym sezonie - "W krainie Gosiewskich".


Jak nigdy wcześniej wybraliśmy niedzielę na pokonanie 200 km. Pogoda nam dopisała, było słonecznie, bezwietrznie i cieplutko, chociaż ogromnie nas zaskoczyła temperatura w Żarkach-Letniosko. W Katowicach o godzinie czwartej w nocy bardzo przyjemnie i ciepło, natomiast po wyjściu z pociągu przenikliwy chłód. Jadąc początkowe kilometry mieliśmy wrażenie, że mimo wielkich chęci to nie jest nasz dzień. Średnia ledwo przekraczała 15km/h, kompletnie brakowało na siły naciskając na pedały. Może to ta nagła zmiana temperatury, może ciśnienie, w sumie sami nie mieliśmy pojecia. Słońce wyżej, nasza prędkośc również wyższa. Kulamy się przez Lelów do Koniecpola mijając po drodze rzesze wiernych udających się na modlitwy do kościołów. W Koniecpolu stajemy na stacji benzynowej, toaleta, zakup wody i spokojnie skonsumowane sniadanie przy cieplutkiej herbacie i czekoladzie. Po przerwie na kawałku nawet dość dobrej drodze rowerowej zaczynamy zabawę z kręceniem filmów. Oczywiście jak to zawsze my, mamy świetne pomysły i bawiąc się w reżyserów, operatorów i scenarzystów 2 godziny uciekają jak nigdy. Lecimy na Woszczową, po drodze kilka fotek, korekta trasy i jesteśmy u celu. Prawie u celu ponieważ jeszcze trzeba znaleźć sam dworzec. Przejeżdżamy trzy razy miasto i jesteśmy, nawet udaje nam się trafić na przyjazd pociągu! Jedziemy dalej w kierunku Sędziszowa, na 120 km odpoczywamy, następnie zahaczamy o sklep i dalej. Ciepłe posiłki niestety jemy tylko na stacjach benzynowych, na takich wsiach nie widzielismy aby jakakolwiek knajpa była otwarta. Warto mieć to na uwadze wybierając się na wycieczkę. Znowu krygujemy trasę i zamiast na Wolbrom skręcamy w stronę Pilicy. Stamtąd kierunek Ogrodzieniec, Klucze, Bukowno i Jaworzno gdzie kończymy nasz niedzielny wypad. Łącznie z dojazdem do Katowic licznik wyswietlił 227 kilometrów.

Ślad, zdjęcia, filmy.


Kolejne województwo: warmińsko-mazurskie - "Bachotek"

Tydzień po przejechaniu przez pół Polski, postanowilismy wybrać się na rower sprawdzić jak zregenerował się nasz organizm i kolana. Obraliśmy kierunek na Brodnicę i okolice, jakieś ponad 100km. Ładny dzień, słonecznie ale jednak wiatr dał się odczuć. Ruszamy spokojnie aby nie załapać na początku kontuzji. Rozgrzewamy stawy i mięśnie. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wskakujemy w swój rytm. Jedzie się przyjemnie, ruch nie jest wielki, co najwyżej w większych miasteczkach. Ładne widoki i delikatne podjazdy uprzyjemniają jazdę. W Brodnicy kierujemy się w stronę powrotną, przy okazji odwiedzając ośrodek wypoczynkowy "Bachotek", gdzie mając kilka lat spedzałem z rodziną wakacje. Pięknie jest zobaczyc po ponad 20 latach domek, gdzie siostra zdarła zjeżdżając ze strzelistego dachu połowę pleców. Okolice również odmieniona, wielkie drzewa, odnowiona zabudowa i zdezelowana wędzarnia, gdzie wedziły się wegorze złapane w pobliskim jeziorze...ślina cieknie na samą myśl.
Ruszamy w stronę Łasina mijając wioski, wsie, miasteczka. Po drodze urzeka mnie Polska powiatowa, przepiękne kolory pól, maków przy drodze i naprawdę niebieskiego nieba. Wiatr raz nam pomaga, raz wieje w twarz. Niestety ale zaczynamy odczuwać trudy ostatniej jazdy i narzekamy na kolana. Średnia spada ale na spokojnie wracamy na kolację.
Jak zawsze: ślad i foto.


Przez pół Polski - "Łasinogród".

Długo musieliście czekać na kilka skleconych słów opisujących event roku. Mam nadzieję że zostanie nam to wybaczone, a streszczenie Wam to wynagrodzi.

A więc od początku, jest 19 czerwiec godzina 22 z groszem, spakowani, podjarani i gotowi do jazdy pozujemy do kilku zdjęć. Ostatnie poprawki i wyruszamy z ulicy Rolnej. Kilkaset metrów dalej pierwsza awaria, zmieniony łańcuch nie współgra z resztą napędu. Po trzystu następnych metrach regulujemy po raz drugi przerzutki, a na szóstym kilometrze kolejna naprawa...jadę bez ostatniego biegu. Jest już ciemno, poza miastem widać tylko nasze ręcznie robione odblaski i światła rowerów. Jedzie się przyjemnie, temperatura idealna, ruch znikomy jak na długi weekend, kilka aut co jakiś czas mija nas po drodze. W trakcie jazdy nie zapominamy o zdjęciach, nocne może nie wychodzą tak jak w folderach ale ślad pozostanie. W Kłobucku na 94 kilometrze około 2:30 kończą się zapasy wody i zaczynamy szukać nocnego sklepu lub stacji benzynowej. Kilka kilometrów dalej żle skręcamy i nadkładamy trochę metrów. Jedziemy dalej, mimo że jest środek nocy cały czas widać poświatę na niebie, jakby nie było wybraliśmy najdłuższy dzień w roku. Nad ranem około 4:30 po przejechaniu 163 km zasiadamy do pierwszego śniadania składającego się z rybki w puszce.
Zaczyna zrywać się wiatr.
Jedziemy dalej, odczuwam już brak snu, a powieki same zaczynają się zamykać. Nagle czuję pod kołami żwir i ziemię, ostro hamuję i zdaję sobię sprawę z faktu iż zasnąłem za kierownicą. Naprawdę nic przyjemnego. Decydujemy się na chwilę odpoczynku zjeżdżając na stację w Łasku, gdzie zamawiamy gorące śniadanie, a ja zamykam oczy na 30minut.
Wiatr staje się coraz silniejszy.
Gorąca herbata rozgrzewa nas i ruszamy w dalszą drogę. Niestety ale strasznie wieje i jazda drogami wojewódzkim przy pędzących TIR'ach staje się niebezpieczna. Zjeżdzamy najpierw na stację, a 20 km dalej (przy jeździe z górki i pedałowaniu nasza prędkość ledwo przekracza 20 km/h) decydujemy się przerwać jazdę do momentu kiedy wiatr osłabnie. Znajdujemy kopy siana i kładziemy się spać. Po dwóch godzinach ruszamy dalej, pogoda niestety nam dalej nie pomaga, cały czas jedziemy pod wiatr i do tego zbierają się deszczowe chmury. Szybkie zakupy w Biedronce, po dwa pączki jemy przed sklepem, resztę pakujemy do plecaków i pedałujemy. Mijamy Uniejów i około godziny 15:20 przejeżdżamy nad A2, jest to 249 km naszej trasy. Pięćdziesiąt kilometrów dalej czujemy że nasze organizmy potrzebują chwili odpoczynku i ciepłego jedzenia. Zatrzymujemy się w pizzerii tuż przed burzą. Zamawiamy i dyskutujemy na temat dalszej jazdy w tych warunkach. Przychodzi zwątpienie, czas nas strasznie goni, a kilometrów przed nami 150. Decydujemy się jednak na dalszą jazdę, nikt nie chce zrezygnować z przejechania tylu kilometrów, mimo że nie damy rady zrobić tego w zaplanowane 24 godziny. Znów nakręceni wsiadamy i z dobrym humorem ruszamy dalej. Na 308 kilometrze Larv wjeżdża w tył mojego roweru i zalicza upadek. Na całe szczęście kończy się tylko na drobnych odrapaniach i kilku dziurach w ochraniaczach na buty. Chwila przerwy, sprawdzamy czy sprzęt nie uległ awarii. Autostradę A1 mijamy na 313 kilometrze niedaleko Nowej Wsi, a 10 km dalej przemykamy nad Wisłą we Włocławku. Kilka minut później zatrzymujemy się na stacji, uzupełniamy zapasy i przeczekujemy deszcz. Zaczyna się robić ciemno, a deszcz nie daje za wygraną. Nie mamy czasu więc decydujemy się jechać dalej lekko modyfikując trasę, co nie do końca wychodzi nam na dobre. Pakujemy się w polne drogi, dla mnie nie ma różnicy ale dla Larvy na szosówce jest to już problem. Na 345 kilometrze decydujemy się przeczekać ulewę pod wiatą przystanku.
353 km jazdy i zaczyna się kolejny dzień/noc zmagań rowerowych, kolejna stacja benzynowa zaliczona podczas naszej wyprawy, tutaj w Lipnie ładujemy telefony, i resztę elektroniki aby wystarczyło do końca naszej podróży. Dodatkowo rozgrzewamy się ciepłymi herbatami. Pozostało nam niecałe 100 km do upragnionego celu. Jest noc ale tak jak poprzednio pozostała poświata tak jakby słońce do końca nie zchowało się za horyzontem. Zmęczenie również dopada Larvę, więc szukamy miejsca do odpoczynku, niestety nie bardzo jest gdzie i przez kilka kilometrów nasza jazda opiera się na rozglądaniu za miejscem do spania. O trzeciej w nocy kładziemy się w czyimś ogródku. Organizm niestety nie pozwala mi zamknąć oka, czuję chłód i rozgrzewam się na ulicy, Larv śpi.
Wstajemy, jedziemy dalej. Jestem tak zmęczony, że zasypiam nawet na krawężniku podczas chwili postoju. Pozostało nam 60km, dochodzi 5 rano. Czujemy że są to ostatnie kilometry, teren pagórkowaty, w górę i w dół, największy podjazd czekał na nas pod zamkiem w Golub - Dobrzyniu. Słońce zaczyna coraz mocniej świecić, robi się cieplej jednak jesteśmy wycieńczeni i nawet nie sciągamy kurtek. Ostatnia przerwa na stacji to 426 km, telefony do wszystkich z informacją że żyjemy i znów na rowery. Znaki kierujące do Łasina dodają nam skrzydeł i nasza prędkość rośnie, ostatnie kilometry "połykamy" jak batony podczas całej wyprawy. Jesteśmy przed znakiem miasta Łasin, kilka fotek już bez widocznego uśmiechu ale to tylko "error" naszego organizmu. Na rynku honorowe kółka i jedziemy ostatnie 200m do celu.
8:20 zsiadamy z rowerów, a przed domem witają nas szampanem. Jesteśmy szczęśliwi...zmęczeni,dumni i szczęśliwi.


Rozpiska kilometrów:

22:05 700m – pierwsza naprawa roweru;
22:10 1 km – druga naprawa roweru;
22:34 6,2 km – 3 naprawa roweru na stacji benzynowej;
01:58 87,5 km – fotki pod rezydencją;
02:29 94 km – Kłobuck, w poszukiwaniu stacji kończyła się woda;
02:43 100-101 km – pierwsza pomyłka na skrzyżowaniu i zjazd z trasy;
06:08 163 km – pierwsze śniadanie na stacji benzynowej;
08:33 187,5 km – posiłek na stacji w Łasku;
09:34 202,5 km – przerwa na stacji obok tych wiatraków z filmiku;
10:43 Około 220 km – spanie w sianie;
15:23 249,5 km –przejazd nad A2;
19:27 293 km - Chodecz pizza;
20:06 Około 308 km – wypadek;
20:26 313 km – przejazd przez A1;
21:05 324,5 km – Wisła;
21:17 327,5 km – przerwa na stacji zakup zapalniczki deszcz;
21:53 331-337 - jazda po polach;
22:54 345 km – przeczekanie deszczu na przystanku na końcu świata;
23:44 353 km – przerwa na stacji w Lipnie;
02:23 373 km – szukanie miejsca do spania przez kilka km;
02:57 377 km – spanie na trawie w czyimś ogródku;
04:04 386 km – Vtek zasypia na krawężniku;
04:15 389 km – podjazd pod zamek Golub – Dobrzyń;
06:52 426 km – ostatnia przerwa na stacji benzynowej;
08:20 454 km – Łasin.

Ślad.


Wszystko na temat wyprawy.

foto

Tak, tak...wiemy. Pewnie już część znajomych osób czeka na krótki artykuł na temat przejechanych kilometrów oraz na masę danych i ślad. Niestety wszystko jest jeszcze w powijakach, foto i video nie obrobione, artykuł w ogóle nie zaczęty, no i co nas samych zmartwiło nawet najnowsza technologia potrafi spłatać figla. Był pot, krew, zwątpienie i radość.
Ale o wszystkim napiszemy niebawem.


Ostatnie odliczanie.

foto

Tylko tyle pozostało do wyjazdu, więc:
1. Trasa opracowana i ustalona.
2. Jesteśmy rozjeżdżeni, 2 tysiące km powinno w miarę nas przygotować.
3. Izotoniki, batony i czekolady przygotowane.
4. Wszystkie możliwe gadżety poprwaiające bezpieczeństwo przygotowane.
5. Plan awaryjny - POSRAĆ SIĘ ALE DOJECHAĆ!

Trzymać za nas kciuki :)


Pierwszy i ostatni sprawdzian przed wyprawą.

Przyszedł czas na porównanie naszych kilkumiesięcznych wyliczeń z rzeczywistością jaka nam będzie towarzyszyć w drodze na północ Polski. Sobota, godznina 3 rano, budzik w telefonie wygrywa swoją melodyjkę, zrywamy się z łóżek. Szybka toaleta, herbata i lekkie sniadanie, później zbieramy się do kupy i znajdujemy się przed blokiem na Rolnej. Ostatnie ustawienia, sprawdzenie czy wszystko zabrane i ciul...zapomniałem bidonu. Gdy już wszystko jest na swoim miejscu, powoli kulamy się przez Brynów i resztę Katowic. Nasza średnia wzrasta z każdym przejechanym kilometrem, mijamy Piekary, Świerklaniec i w ciul wioch aż do Kłobucka gdzie nasza średnia przekraczała 25 km/h. Za Kłobuckiem po przejechaniu pierwszych 100 kilometrów wcinamy już drugie "rowerowe" śniadanie tuż obok jedynego sklepiku we wsi, gdzie przy okazji "tankujemy" bidony. Wskakujemy na koło i śmigamy dalej, aż do Kucob. Tam wracają Larvie wspomnienia z młodzieńczych lat, kilka foto, krążymy trochę i tracimy cenny czas.
Lecimy dalej, roboty drogowe nas nie omijają, przez 2 km jakieś asfalto podobne lepiszcze klei się jak cholera do opon i trzeba się zatrzymać aby oczyścić je ze żwiru. Ogólnie w większości trasy drogi są zadawalające, oczywiście są też miejsca gdzie można odbić sobie nerki, no ale nasze polskie drogi to nie niemieckie autobahny. Obiad wcinamy w Oleśnie po przejechaniu 138 kilometra, i tutaj zaczyna się nasz niewielki dramat. Zaczynamy coraz częściej odpoczywać, nasza średnia spada, już nie jedziemy równo, zaczynamy czuć zmęczenie i uświadamiamy sobie tę liczbę 444 km. Resztę trasy pokonujemy w bólu (dupsko, głowa) ale humor nam dopisuje. Kilka remontów i objazdów modyfikuje lekko trasę ale w końcu wracamy do stolicy śląska. Przejechaliśmy połowę tego co będziemy musieli przejechać za półtora tygodnia, otrzymaliśmy kilka ważnych wskazówek co zapewne przyczyni się do skalkulowania jeszcze raz trasy, przerw i średnich przejazdu. Pogoda dopisała, praktycznie nie wiało, brak deszczu, słoneczko prażyło choć zaskoczyły nas temperatury nad ranem. W Katowicach o 4 rano jakieś 16 stopni, za Świerklańcem godznię później 4 stopnie Celsjusza.
W końcu również zrobiliśmy kilka zdjęć, dwa krótkie filmiki oraz oczywiście ślad, klikać i oglądać.


Oficjalna trasa "Łasinogród".

Dokładnie za dwa tygodnie i kilka godzin, ruszamy w planowaną od zeszłego roku trasę. Jesteśmy lekko przerażeni odległością między Katowicami a Łasinem, ale z drugiej strony już nie możemy się doczekać. 20 czerwca sprawdzimy, czy faktycznie mamy na tyle dobrą kondycję, sprzęt i morale, by przejechać ten dystans nie przekraczając 24 godzin. Nie będziemy się cackać, średnia nie może zejść poniżej 20km/h, przerwy tylko na 3 posiłki i zakup płynów izotonicznych, wody. Większość suchego prowiantu, odzież, dętki i narzędzia zabieramy ze sobą. Wszystko oczywiście zredukowane do minimum, tak aby oszczędzić maksymalnie na wadze. Jest jeszcze kwestia pogody, która może nam utrudnić lub pomóc przejechać drogę, jednak jaka by nie była i tak jedziemy. Aby dalej nie przeciągać, prezentujemy oficjalny przebieg trasy. Ślad dostępny tutaj.


Wymiana napędu.

Przychodzi czas gdy nagle trafia do rowerzysty smutna informacja o stanie jego podzespołów w rowerze. Tak również było w moim przypadku, gdy jadąc do pracy nagle sprzęt odmawia współpracy. Objawy pojawiły się po wypadzie w górach, prawdopodbnie tam "dojechałem" już i tak zmęczony moją twardą jazdą napęd. Po oględzinach i przeczytaniu kilkunastu artykułów i postów na forach rowerowych, została dokonana konieczna wymiana blatu, kasety i łańcucha. Jak zawsze można było uniknąć dodatkowych wydatków, gdybym stosował się do zasad panujących w świecie rowerowym, które w rzeczywistości bardzo dobrze się sprawdzają.
No ale jak to mówią:

"Mądry Polak po szkodzie."

Największym plusem jednak jest to, że taka przykra niespodzianka nie wydarzy się podczas jazdy do Łasina.


20.06.2014 kierunek "Łasinogród".

Gmina Łasin powstała w 1975r. połączenia dwóch gromad byłego powiatu grudziądzkiego to jest: gromady Łasin i Wydrzno. Powierzchnia gminy zajmuje obszar około 137 km2. Miasto i gmina Lasin położone sa w północno wschodniej części województwa kujawsko-pomorskiego, w powiecie grudziadzkim (mapa) na obrzeżu pradoliny Osy. Usytuowanie miasta w pobliżu dużego ośrodka przemysłowego, jakim jest Grudziądz i na najkrótszym szlaku łączącym zachodnie przejście graniczne Polski z Krainą Wielkich Jezior - Warmią i Mazurami - to jego niepodważalne walory. Łasin stanowi swego rodzaju bramę na Pojezierze Iławskie. Położenie przy głównej drodze krajowej do Olsztyna i na Pojezierze Mazurskie stonowi szansę dla miasta i okolic. Łasin W północno-wschodniej części gminy znajduje się obszar o największych wysokościach bezwzględnych przekraczających 100m. W rejonie Zawdy, Zawdzkiej Woli, Huty Strzelce wysokości te przekraczają 110-120m i osiągają w rejonie Zawdy maksymalną wysokość na obszarze gminy 129,2m n.p.m. W pozostałej części gminy wysokości bezwzględne wahają się w granicach 80-100m przekraczając jedynie na niewielkich obszarach wysokości 100m n.p.m. W dolinie Osy, w jej południowo-zachodniej części znajduje się najniższy punkt gminy 36m n.p.m. Różnice wysokości na obszarze gminy wynoszą więc maksymalnie 93,2m. Wysokości względne są oczywiście mniejsze ale lokalnie dochodzą do około 40m. I tak dolina Osy wcięta jest w otaczającą jej wysoczyznę morenową na głębokość do 40 m. Brak uciążliwego przemysłu stwarza możliwosci zdrowego wypoczynku oraz rozwijania turystyki i rekreacji. Na terenia gminy są cztery jeziora. Dobrze urządzony ośrodek wypoczynkowy nad Jeziorem Zamkowym w Łasinie, z polem namiotowym, domkami kempingowymi i bazą gastronomiczną stwarza doskonałe warunki do wypoczynku (ośrodek). Na atrakcyjność turystyczną terenu składa się rozbudowana baza rekreacyjna i sportowa, wolne tereny pod dalszą rozbudowę bazy turystycznej, możliwość nabycia zabytkowych nieruchomości w pobliżu Jeziora Nogat. Główną bazę turystyczną na terenia miasta stanowi Ośrodek Wczasowy Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Łasinie.

zródło: www.lasin.pl

Nadeszła chwila aby odkryć trochę tajemnicy związanej z trasą. A więc dzięki uprzejmości i zamiłowaniu do roweru, przy okazji korzystając z możliwości, Larv w niedzielny dzień przejechał część drogi. Odcinek ze względu na jakość drogi, natężenie ruchu oraz dostęp do "wodopoju" został zaakceptowany i oficjalne będzie to ostatnie 120 km.
Więcej tutaj.


Dwa podjazdy zaliczone.

Jeden z pierwszych treningów górskich przed wyprawą sezonu. Zaczynamy w Kętach, spod Lidla kierujemy się w stronę Andrychowa delikatnie pod górkę przygotowując się na zaliczenie pierwszego szczytu. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zaczynamy podjazd na Kocierz Rychwałdzki (największe nachylenie 12%), gdzie po krótkiej przerwie zjeżdżamy w stronę Łękawicy. Następnie naszym celem jest Sucha Beskidzka. Tam śmierdzący i głodni wpadamy do karczmy "RZYM" i raczymy się pysznym i kalorycznym obiadem. Po przerwie kręcimy już na ostatni podjazd, czyli przez Maków Podchalański, Zawoję prosto na Przełęcz Krowiarki. Podjazd od Suchej Beskidzkiej zajmuje ponad dwie godziny, a zjazd już tylko nie całą godzinę. Na rynku pakujemy rowery i wracamy do domu. Ślad oczywiście dostepny tu.

Larv

Czas: 192:04:50 h
Dystans: 4114,86 km
Prędkość:
av: 21,4 km/h
max: 75,5 km/h


Miesiąc: PAŹDZIERNIK
Czas: 7:53:19 h
Dystans: 165,51 km
Prędkość av: 18,8 km/h

Sprzęt:
Merida Matts Sport 500 Merida Matts
Merida Race Lite 901 Merida Lite

Vtek

Czas: 236:04:57 h
Dystans: 6104,87 km
Prędkość:
av: 25,86 km/h
max: 66,15 km/h


Miesiąc: PAŹDZIERNIK
Czas: 1:19:34 h
Dystans: 38,23 km
Prędkość av: 28,83 km/h

Sprzęt:
Cube LTD blackanodized Cube LTD

Informacje

rekord

11.10 | rekord - Przewyższenia Ustroń - Wisła - Szczyrk.

Dystans: 95,20 km
Czas: 5:23:09 h
Przewyższenia: 2409m
max: 73,4 km/h
av: 17,7 km/h


rekord

25.07 | rekord - 3garby: 1 hopa od Giszowca .

Dystans: 0,8 km
Czas: 0:02:10 h
Prędkość:
max: 24,8 km/h
av: 21,41 km/h
Miejsce: 9

więcej...
rekord

24.07 | rekord - praca.

Dystans: 38,28 km
Czas: 1:14:58 h
Prędkość:
max: 59,26 km/h
av: 30,63 km/h


rekord

23.07 | 10 000 km, 207 razy na rowerze.

Dystans: 10 004,19 km
Czas: 426:23:19 h
Średnia: 23,46 km/h


rekord

15.07 | rekord - praca.

Dystans: 38,21 km
Czas: 1:16:34 h
Prędkość:
max: 58,33 km/h
av: 29,94 km/h


rekord

06.06 | rekord - praca.

Dystans: 38,51 km
Czas: 1:18:16 h
Prędkość:
max: 56,42 km/h
av: 29,52 km/h


rekord

05.06 | rekord - praca.

Dystans: 38,50 km
Czas: 1:19:03 h
Prędkość:
max: 56,42 km/h
av: 29,22 km/h


wypadek

28.05 | wypadek.

Pierwsza gleba w tym sezonie. Niedostosowanie się do warunków pogodowych oraz nadmierna prędkość kończy się upadkiem na rondzie.


rekord

26.05 | rekord - praca.

Dystans: 38,50 km
Czas: 1:19:51 h
Prędkość:
max: 56,02 km/h
av: 28,90 km/h